czwartek, 25 lutego 2016

Szczescie, zalamka, szczescie, zalamka

Jak niektorzy moze juz wiedza, po krotkim odpoczynku przy wodospadach po stronie brazylijskiej przetransportowalam sie do Argentyny i tu zaczely sie moje problemy. Najpierw hostel w Puerto Iguacu uraczyl mnie wielobarwnym grzybem, choc gdyby nie Cirrus pewnie bym go nie poczula, a jako ze z opinii o reszcie hosteli po stronie argentynskiej wynikalo, ze to dosyc popularny sposob zdobienia scian w hostelach, wzelam nogi za pas i po odwiedzeniu wodospadow kupilam bilet do Buenos. Poczatek piekny, bo i wodospady z lepszymi widokami i autobus z jedzeniem na pokladzie, ba nawet z lampka szampana na zyczenie. Hostel kolejny strzal w dziesiatke, w centrum, a do pokoju trafilam z koreanczykiem poliglota(angielski, rosyjski, hiszpanski, japonski, chinski). Tak, to jeden z tych ludzi, ktory uswiadamia przecietnemu europejczykowi dlaczego azja zaczyna nas przescigac. Co by jednak nie marnowac jego umiejetnosci jezykowych, wykorzystalam go niecnie jako towarzystwo do piwa, rozmow o zyciu i smierci, lapowkach oraz polityce :). I to na tyle jesli chodzi o szczescie.
Wszyscy informuja cie, zeby przy wyciaganiu gotowki z bankomatu zaslaniac PIN, prawda? Teraz przypomnijcie sobie o platnosciach karta w internecie(tutaj nie wszystkie strony maja ekstra zabezpieczenie przy platnosci) wlasnie tak prawdopodobnie skradziono mi pieniadze z karty. Totez wybaczcie brak relacji, ale bylam skupiona przez 2 dni na machaniu rekami co by nie utonac. Kondycja po bieganiu na komisariat i spowrotem zdecydowanie mi sie wzmocnila. Wyglada na to ze posiedze tu dluzej, wiec bardzo mozliwe, ze opowiesci o Buenos bedziecie mieli po dziurki w nosie. Dzis zeby pozbyc sie depresyjnego nastroju wybralam sie na wycieczke z przewodnikiem(maja tu takich, ktorzy pracuja na zasadzie napiwkow, wystarczy sie stawic w miejscu zbiorki) i polecam. Zwlaszcza jesli po podobnych ekscesach nie bedziesz miec glowy do planowania - ma to tez dodatkowy plus, jak ci sie trafi grupa 2 jezyczna to mozesz zaczac szlifowac swoj hiszpanski.
PS Ci snajperzy na dachu auta to z okazji wizyty prezydenta Francji(troche przysypiali).
PS 2 Ciekawostka z muzeum sztuki - jesli wchodzisz z plecakiem, musisz go nosic z przodu. Ot taka logika.


















czwartek, 18 lutego 2016

Pozegnanie z Brazylia

Rio de Janeiro, pierwsze miasto gdzie czulam sie prawie jak w domu, po 32 godzinach jazdy autobusem trafilam do najlepszego hostelu jaki mozna sobie wymarzyc, z idealnym sniadaniem i obsluga, jesli tylko znajde tanie loty powrotne przez Brazylie to pewne jak w banku, ze zawitam tam jeszcze raz. Zwiedzanie wymyslilam sobie oryginalne, bo stwierdzilam, ze nie bede placic haraczu za autobus wjezdzajacy na wzgorze z Chrystuskiem i wybralam szlak z Parku Lage, z 45 minut o ktorych mowili mi przy wejsciu do parku zrobily sie jakies 3 godziny, ale za to spotkalam wreszcie swoje pierwsze malpki w srodowisku naturalnym i cala chmare motyli - leniwce jadace autobusem nie mialy takich atrakcji. Drugiego dnia przymierzalam sie zeby Glowe Cukru tez zdobywac pieszo, ale po zobaczeniu jej z bliska poddalam sie, zaplakalam i zaplacilam te 71 reali, brazylijczycy wiedza jak z czlowieka wycisnac kase, na pocieszenie za to mialam kolejne malpki, orly na wyciagniecie reki i ogrom adrenaliny, bo tak sie sklada ze akurat kolejek linowych nie znosze. Na pozegnanie jeszcze zgodnie z zalozeniem, ze nie nalezy sie przemeczac odwiedzilam muzeum sztuki, ale nie powalalo mnie, po zwiedzaniu Luwru inne muzea nie maja szans. A dzis po kolejnych 24 godzinach w autobusie Foz do Iguacu, wreszcie troche wiecej natury. Dla tych ktorzy nie wiedza o czym mowa, Foz to taka miejscowosc z wodospadami typu Kamienczyk razy 1000, a i tak po stronie brazylijskiej sa mniejsze, jak sie przemieszcze do Argentyny to zdam relacje z tamtej strony, ale chwilowo musze odpoczac od autobusow.














PS Z autobusem do Foz zrobilam interes zycie(jak na brazylijskie warunki), zaplacilam 158 reali, zamiast prawie 500 jak z Salvadoru do Rio, a zamiast Convencional podjechał autobus Executiwo, ale jak sie okazalo z siedzeniami rozkladanymi do semi-leito. Jak ktos bedzie szukal transportu to Expres Nordeste, sprzedawane w okienku Andorinha na glownym dworcu w Rio. 

piątek, 12 lutego 2016

Salvador - zaczynam oswajać rzeczywistość

Salvador, ileż cię można chwalić... Wraz z opuszczeniem Recife los się odmienił, wszystko wreszcie zaczęło się układać. Na początku przeszłam przez odprawę na lotnisku nie musząc płacić podatku do zdzierania kasy z obcokrajowców(25 reali ekstra tylko dlatego, że nie jesteś brazylijczykiem). Po wylądowaniu, kiedy siedziałam jak ta sierota niewiedząc do którego autobusu wsiąść pomógł mi facet z obsługi dworca, zaprowadził mnie do odpowiedniego i powiedział kasjerowi gdzie jadę. Na jakiejś pętli kasjer zabrał mnie i wsadził do następnego autobusu, mówiąc kierowcy gdzie mnie wysadzić, potem ten mnie wysadził gdzie trzeba, zaprowadził na koniec ulicy i pokazał.jak mam iść, a to jeszcze nie koniec. Kiedy już dogorywałam niosąc plecak, zatrzymała się jakaś para i zaproponowali mi podrzucenie do hostelu. Czy tu nie jest pięknie? A hostel ma klime, uwaga - włączoną całodobowo, luksus. Samo miasto piękne i brzydkie, za jednym rzutem oka. Piękne pokolonialne kamienice i obok sypiące się pokolonialne kamienice, strasznie szkoda patrzeć na ten marnujący się potencjał, natomiast  plaże cudowne, zwlaszcza te, które widziałam po drodze z lotniska, muszą być mekką surferów, tak ładne, że aż za bardzo.
Pamiętacie jak wspominałam, że jest tu drugi największy karnawał w Brazylii? No. To wybrałam zupełnie inny biegun i spędziłam go w historycznym centrum miasta, mniejszy, z umiarkowanym tłumem, więc się pobawiłam bez ryzyka zgniecenia do rozmiarów pudełka zapałek. A muzea otworzyli dopiero dzisiaj - trochę im zajęło zorientowanie się, że już po karnawale, ale nie ma tego złego, zafundowali mi dwa dni odkrywania limonkowego napoju w idealnym cieniu.
Czas się pakować, ruszam na Rio, autobusem, 30 godzin. W opowieściach Ceu wydawało się to być fajną opcją, ale teraz myślę, że mnie zdrowo pogięło. Nie ma odwrotu, trzeba przetestować czy te semi-leito są rzeczywiście takie wygodne.
PS Zdjecia wkrotce, w kafejce komputer nie chce wspolpracowac.









poniedziałek, 8 lutego 2016

Uff ostatni dzień

Dziś zmywam się z Recife i czuję lekką ulgę, 5 dni w dużym mieście i takim upale to jednak nie dla mnie. Wprawdzie następne będą niemniejsze, ale może jakiekolwiek muzeum będzie otwarte. Tutaj uznali, że jest karnawał i nikt przecież nie wpadnie na absurdalny pomysł zwiedzania przybytków kultury. W hostelu ostatniej nocy dowiedziałam się, że jak zapłacisz 5 reali to włączą klime 3 godziny wcześniej - reklama nie jest ich najmocniejszą stroną.  Co do karnawału w Olindzie to zgodnie z tym co jest w Lonely Planet jest to mekka młodych ludzi, w skład imprezy wchodzi dużo błota i dużo ludzi, jeszcze więcej błota i jeszcze więcej ludzi, muzyka zdaje się być tam tylko dodatkiem. Można powspominać zabawy w dzieciństwie podczas deszczu ahh ....... ;), z tą różnicą że tu każdy chce cię całować i nikt nie rozumie twojego europejskiego podejścia, tylko te ciągłe "daj całusa, no przecież jesteś w środku karnawału". No nic, zobaczymy jak będzie w Salvadorze, to ponoć drugi największy karnawał w Brazylii. Przy odrobinie szczęścia zobaczę go wieczorem.





piątek, 5 lutego 2016

Pierwsze dni w piekielnym raju

Pamietacie zasade ugotuj, usmaz, umyj, obierz oraz zadnych kostek lodu, albo zapomnij? U mnie nie przetrawala nawet pierwszej podrozy samolotem przez Brazylie. Spiesze tez doniesc, ze strajki wprawdzie byly, ale jedyne na co wplynely to na moja kondycji, biegalam od bramki do bramki z 10 razy, zanim zdecydowali sie z ktorej chca odprawic moj lot. Rozlalam podczas niego ze 3 kubki wody przez turbulencje. Po dotarciu do hostelu okazalo sie, ze czeka mnie kolejna rozrywka, klima dziala tylko w nocy, a ze lotnisko jest niedaleko to nie uchodzi mojej uwadze zaden odlot.
W Recife jestem chyba jedna z zaledwie garstki turystow, wszyscy inni byli rozsadniejsi i wybrali najwyrazniej czas z bardziej znosnymi temperaturami[krem z filtrem 50 niewiele pomaga]. Pozytywnym akcentem jest Ceo, kolezanka z pokoju ktora pokazala mi gdzie jesc, gdzie pic, wiec okazalo sie, ze Brazylia nie musi byc taka droga jak wszyscy zapowiadali. Poki co nalogowo kupuje wiec wode od sprzedawcow w metrze i wcinam coxinhas popijajac caipirinha. Wczoraj oblecialam fort, rynek z rekodzielem, centrum rekodziela itd. dzisiaj reszta muzeow i uliczek, a jutro jedziemy z Ceo do Olindy, w ramach karnawalu bedziemy smarowac sie blotem.

Wybaczcie ten brak polskich znakow.