piątek, 5 lutego 2016

Pierwsze dni w piekielnym raju

Pamietacie zasade ugotuj, usmaz, umyj, obierz oraz zadnych kostek lodu, albo zapomnij? U mnie nie przetrawala nawet pierwszej podrozy samolotem przez Brazylie. Spiesze tez doniesc, ze strajki wprawdzie byly, ale jedyne na co wplynely to na moja kondycji, biegalam od bramki do bramki z 10 razy, zanim zdecydowali sie z ktorej chca odprawic moj lot. Rozlalam podczas niego ze 3 kubki wody przez turbulencje. Po dotarciu do hostelu okazalo sie, ze czeka mnie kolejna rozrywka, klima dziala tylko w nocy, a ze lotnisko jest niedaleko to nie uchodzi mojej uwadze zaden odlot.
W Recife jestem chyba jedna z zaledwie garstki turystow, wszyscy inni byli rozsadniejsi i wybrali najwyrazniej czas z bardziej znosnymi temperaturami[krem z filtrem 50 niewiele pomaga]. Pozytywnym akcentem jest Ceo, kolezanka z pokoju ktora pokazala mi gdzie jesc, gdzie pic, wiec okazalo sie, ze Brazylia nie musi byc taka droga jak wszyscy zapowiadali. Poki co nalogowo kupuje wiec wode od sprzedawcow w metrze i wcinam coxinhas popijajac caipirinha. Wczoraj oblecialam fort, rynek z rekodzielem, centrum rekodziela itd. dzisiaj reszta muzeow i uliczek, a jutro jedziemy z Ceo do Olindy, w ramach karnawalu bedziemy smarowac sie blotem.

Wybaczcie ten brak polskich znakow.













2 komentarze: