piątek, 22 kwietnia 2016

Kanion Colca - czyli biznes po peruwiansku oraz Machu Picchu czyli jeszcze bardziej...

     Iiiii Arequipa. Jak dotad najladniejsze miasto w calej podrozy, bije Cuzco na glowe. Piekna starowka, klimatyczne uliczki, wszystko w bialym kamieniu, nawet Paryz moze pozazdroscic. Jedyne czego zal, to ze swieze soki znikly z ulic, trzeba sie bardzo naszukac, a w restauracji wyraznie zaznaczac, ze SOK BEZ CUKRU POPROSZE!!! Brakuje mi tych ulicznych sokow, ahhh. Nic to, wybralam sie na 3-dniowy trekking do kanionu Colca jak juz wspominalam. Pobudka o 3 w nocy, a jakze by inaczej...potem w sumie nie bylo lepiej, 7 rano oraz masochistyczna 4 rano (cos tu jest zdecydowanie nie tak z organizacja wycieczek). Z tym, ze ostatnia pobudka byla wyraznie podstepem, bo ostatni dzien to wychodzenie z samego dna kanionu na sama gore, takie kilkaset metrow w gore, wiec poki ciemno to czlowiek patrzy na droge jak ten osiolek albo mul i sie nie martwi ile mu jeszcze zostalo. Niestety w polowie drogi, slonce jednak postanawia sie pokazac i wtedy zaczyna sie depresja...gleboka i nieokielznana. Niemniej jednak wyszlam samodzielnie i nie dalam sie skusic na transport osiolkiem, co to to nie swoj honor mam.........ale pewnie bym go porzucila, gdyby nie to, ze troche zal mi bylo tych zwierzatek. Aaa i co oznacza biznes po peruwiansku, otoz spiesze objasnic. Taki wlasnie trekking do kanionu Colca, bardzo tani, wszystko wliczone, jedzenie, spanie, przewodnik itd., tylko drobne zalecenie, zeby zaopatrzyc sie w wode i przekaski i warto sie go trzymac, bo:
-posilki wprawdzie sa, ale porcje raczej dzieciece
-jakis napoj do obiadu.....no przeciez macie zupe gringo
-i hit przedsiebiorczosci, toaleta jest, ale papier toaletowy do kupienia w sklepiku, 3 sole gringo, dziekuje, milego posiedzenia :)
oraz osiolek lub mul dla leniwych, czyli kuszenie.
Nie nauczyli sie jeszcze, ze lepiej podac wyzsza cene i klienta zadowolic, a przynajmniej nakarmic odpowiednio. Nie odniescie wrazenia, ze mi sie nie podobalo, podobalo sie nawet bardzo(nie ma to jak basen po srodku niczego i wody termalne), ale co spisane to niezapomniane. Czlowiek przyzwyczaja sie do absurdow, latwiej bedzie funkcjonowac w urzedach po powrocie.
     Co do Machu Picchu to nie potrafie sie zachwycic, no nie potrafie i basta. Ladne, duze i w ogole, ale wszechogarniajaca komercha psuje wszystko, a do tego swiadomosc, ze to jednak w wiekszosci wspolczesna rekonstrukcja. 
     Pociag do Aquas Calientes (pod Machu Picchu) powinien nosic nazwe ¨Chcemy wszystkich pieniedzy jakie masz¨, najtansza wersja to obecnie 144 dolary(na pocieszenie wstep na Machu Picchu - 128 soli i autobus na gore 80 soli sa wliczone). Ja wybralam wersje budzetowa i duzo ciekawsza, czyli Cusco-Santa Maria autobusem, jakies 150 km w 4 godziny, demon predkosci pedzil po tej kretej drodze(patrzac na ta droge, okreslenie ¨pedzil¨ jest najodpowiedniejsze), ze zdolalam sobie przypomniec co to znaczy choroba lokomocyjna, a cytujac brudasowego bloga ¨stosunek odcinkow kretych, do odcinkow prostych byl wrecz niepowazny¨. Potem zbiorowa taksowka do Santa Teresy, mniej wiecej, bo deszczowo i droga sobie miejscami poplynela, wiec na piechotke przekraczamy rzeke i po drugiej stronie czekamy, jakas setka turystow....i czekamy, w koncu cos nadjechalo ¨Na poczatku wszyscy razem, z lewej jakby szybciej mlodziez....ale emeryci tez nie pozostaja w tyle¨. Ok, po 10 minutach nadjechalo cos wiecej :). Kilka postojow z okazji kolejnych napraw i juz jestesmy pod hydroelektryczka i juz mozna kopytkowac do Aquas Calientes, pozna godzina to i pociagi nie jezdza, bez stresu przekracza sie tunele wzdluz torow. Powrot niemalze podobny, aczkolwiek z okazji ulewy stulecia do hydroelektryczki wzielam ow drogasny pociag, jedyne 29 dolarow za 11 km(nawet w Szwajcarii bylo taniej). Droge Santa  Teresa-Santa Maria zmylo troche bardziej, totez postoje bywaly nieco dluzsze, kierowca taksowki troche bardziej szalony, ja troche lepiej nauczylam sie grozic rekoczynami za taka szalona jazde, istny peruwianski park rozrywki. Jakis tam stres w pracy juz mi nie straszny.
PS Na Machu Picchu koliberki byly fajne ot co :)























4 komentarze:

  1. My przeszłyśmy do Aguas Calientes pieszo po torach - wyszło najtaniej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To samo zrobilam, przynajmniej w jedna strone, niestety pozniej bylo juz zbyt niebezpiecznie(ulewa jakby swiat mial sie konczyc), wiec wracalam do Santa Teresy pociagiem i chyba dobrze. W hostelu spotkalam chlopaka, ktorego kumpel tego dnia spadl z przejsc nad rzeczkami 2 razy(stracil przednie zeby i zlamal noge).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta mała lama ze zdjęcia grupowego lam jest przecudowna. Ja ją chcę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewidentnie gapila sie na mnie jakby chciala mnie zabic :)

      Usuń