środa, 2 marca 2016

Buenos Aires - kocham, wspolczuje, nie znosze

To zacznijmy od tylu...
Nie znosze: bo juz raz mnie tu okradziono; bo okazalo sie tu, ze zamiast grypy mam denge; bo pare dni pozniej znowu probowano mnie okrasc, tym razem metoda ¨´na ptaka´¨; bo zjedzenie chocby najmniejszego obiadu w restauracji zawsze kosztuje mnie wiecej niz nocleg w hostelu; bo dolara na peso wymienie, ale zeby zamienic peso na dolary to juz graniczy z cudem, a na pewno jest szczytem biurokracji; bo juz 10 dzien tu siedze.
Wspolczuje, bo niestety problem z politykami maja gorszy niz my obecnie, dzieki czemu przez ostatnie 30 lat co chwila Argentyna bankrutowala, zgarniajac ludziom wszystkie oszczednosci z kont, a przez inflacje 25-40%, nawet zwykly wynajem mieszkanie jest tu niczym gra na gieldzie. I choc Eva Peron(oredowniczka socjalizmu), kobieta dzieki ktorej, polepszylo sie tu najbiedniejszym jest wciaz gloryfikowana, to nie sposob nie zauwazyc, ze od jej pomyslow zaczely sie problemy tego kraju, ktory kiedys byl jedny z najbogatszych.
Kocham: za cudowna architekture, budynki ktorych zal mi bylo w Brazylii, tutaj sa swietnie utrzymane; za przewodnikow, a wlasciwie jednego genialnego przewodnika , ktory po za opowiadaniem historii, dolozyl swoje wspomnienia wydarzen, ktore mialy tu miejsce i przede wszystkim emocje(czlowiek zaczyna czuc sie czescia tej spolecznosci); za to, ze ksiegarnie otwarte sa tu do poznej nocy i za to, ze knajpki maja klimat jak ze starego, wloskiego filmu i za logiczny uklad ulic, podzielonych na kwadraty 100*100m, dzieki czemu wyjatkowo trudno sie tutaj zgubic.
Zdecydowanie nieco bardziej kocham Buenos, mimo to chcialabym juz dostac list z nowa karta i ruszyc dalej. Juz drugi dzien mija kiedy rozrywki ograniczaja mi sie do obserwowania ulicznych strajkow(najwieksza zaleta mieszkania przy glownej ulicy w stolicy), nauki hiszpanskiego i uspokajania pana poligloty, ktory wlasnie przekroczyl granice Brazylii i jest przerazony przestepczoscia, ktora rzekomo tam na niego czeka. Nadmienic warto, ze pan poliglota odwiedzal juz Kolumbie i Boliwie, a niewspominal tego jako traume. Zdecydowanie, ktos mu powinien zablokowac dostep do ostrzezen z Lonely Planet. Zmywam sie i nie marudze wiecej, trzeba sie uczyc hiszpanskiego i doganiac pana poliglote, on zna 5 jezykow obcych, a ja raptem 1. Trzymajcie kciuki za sprawnosc argentynskiej poczty, zebym wreszcie mogla ruszyc dalej.











1 komentarz:

  1. Budynek z ostatniego zdjęcia mi bardzo architekturę w Dreznie przypomina... Trzymamy kciuki, trzymamy. Nie wierzę, że tam nie ma co robić mimo strajków :D Tylko denga cię usprawiedliwia, której współczuje ;/

    OdpowiedzUsuń